Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:10339.51 km (w terenie 1454.46 km; 14.07%)
Czas w ruchu:417:21
Średnia prędkość:23.72 km/h
Maksymalna prędkość:68.20 km/h
Suma podjazdów:4169 m
Suma kalorii:872 kcal
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:89.91 km i 3h 58m
Więcej statystyk

Sternfahrt

Niedziela, 3 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 201-300km, Wycieczka
Sporo wody w Odrze upłynęło, ale czas nadrabiać zaległości. ;)

To już mój drugi wyjazd na Zjazd Gwieździsty do Berlina. Poprzedni zakończył się średnio szczęśliwie, ponieważ zatrułem się kolacją dnia poprzedniego i wymiotowałem co kwadrans od momentu wjazdu do Berlina i zmuszony byłem wracać pociągiem. :/

Główne spotkanie o 0000 na Placu Lotników, ja postanowiłem złapać grupę na rondzie Reda, dzięki czemu spałem jakieś 15 minut dłużej... ;) Ekipa w granicach 25-30 osób. Okazało się, że Bronik miał na Placu Lotników jakieś problemy z dętką i zostali z nim Monter i Jaszek. Ostatecznie doszli nas na przejściu w Rosówku. Nocna jazda jak zawsze niezwykle klimatyczna.

W okolicach Schwedt pojawiły się pierwsze oznaki wschodu słońca. Słońce wyszło akurat podczas naszego postoju między Schwedt a Angermunde. Brak chmur spowodował, iż temperatura z zimnej wzrosła do akceptowalnej... ;) Po części to kwestia trochę zbyt niskiego tempa jazdy - rok temu było rozsądniejsze.

W Eberswalde postój na dworcu. Jako, że już wiedziałem jak jechać, to wyprzedziłem znacząco grupę i jako pierwszy zameldowałem się na stacji - zająłem sobie ławeczkę i gdy reszta ekipy dojechała, ja w najlepsze się wylegiwałem. ;p
Polska ekipa "uzbrojona" w czerwone koszulki i flagi narodowe mocno się wyróżniała. Inna sprawa, że rok wcześniej z Eberswalde jechało o wiele więcej Niemców, nie wiem czemu tak wyszło w tym roku. Ale facet organizujący tą część przejazdu mega sympatyczny i towarzyski. W międzyczasie dojechała jeszcze ekipa "pociągowa" ze Szczecina i mogliśmy ruszać zgodnie z harmonogramem.


---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Zdjęcie już z przedmieść Berlina:

---------------------------------------------------------------------------------

A to już sam Berlin:

---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------
Sam przejazd bardzo sympatyczny, Niemcy bardzo serdecznie reagowali na nasze polskie flagi, wielu pytało mnie skąd jedziemy, ilu nas przyjechało, czy wszyscy przyjechali na rowerach z samego Szczecina i jak wracamy. Oczywiście w moim przypadku słaby niemiecki ograniczał możliwości konwersacyjne tylko do angielskiego, ale zadziwiająco wielu z naszych sąsiadów zna ten język (co innego poziom i akcent... ;p )

W jednym miejscu musieliśmy czekać ponad pół godziny, ale było to działanie zaplanowane przez organizatora. Dzięki temu koniec przejazdu dojechał do nas i mogliśmy wjechać dosyć sprawnie na autostradę będącą częścią Małego Ringu. Dzięki temu ten kluczowy element obwodnicy stolicy Niemiec był zamknięty dla samochodów sporo krócej, choć i tak nasz przejazd spowodował niemałe korki i zatory. Mimo to kierowcy prawie zawsze reagowali pozytywnie - machali, trąbili razem z nami, pozdrawiali... ;)
No i magiczny przejazd przez tunel - coś pięknego. 2-3 minuty jazdy kilkupasmowym tunelem. Minimalny spadek sprawił, że prędkości były niemałe, a zamknięta przestrzeń potęgowała wielokrotnie każdy odgłos, co skrzętnie wykorzystywali wszyscy wokół, dzwoniąc i krzycząc. Niemcy jakoś tak nieśmiało i wstydliwie, za to nasi od razu chwycili za dzwonki i wuwuzele :D
Zdjęcie zrobione pod koniec przejazdu:

---------------------------------------------------------------------------------

Plac Żołnierzy Radzieckich w Berlinie czyli nasz punkt zborny po przejeździe:

---------------------------------------------------------------------------------
Zabytkowa armata na tymże placu:

---------------------------------------------------------------------------------

Na placu przerwa, szybkie jedzenie. Zaczyna padać deszcz, co nie jest zbyt korzystnym faktem, biorąc pod uwagę, że planowo wracać miałem rowerem. Pytam innych uczestników, którzy mieli wracać ze mną, czy nadal są chętni, lecz wszyscy zrezygnowali. Dopiero szczęśliwym trafem zagaduję do kolegi i okazuje się, że właśnie wyjeżdżają... ;p Oni co prawda jedynie do Eberswalde, ale jeden z nich jest chętny na całą drogę powrotną w siodle. Szybkie przebranie się, przepakowanie i jazda dalej. Jeszcze krótka przerwa foto przy Bramie Brandenburskiej:

---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Sporo czasu zajął nam wyjazd z Berlina, w międzyczasie na każdych światłach rozmawiałem z Niemcem, który jechał ze swoją ekipą na Frankfurt nad Odrą. Pytał o te same rzeczy co wszyscy i nieźle się zdziwił, gdy mu powiedziałem że wracamy całą drogę i że wyjdzie coś w okolicach 350km... ;) Spoko gość.

Droga bardzo przyjemnie mijała mimo deszczu i coraz niższej temperatury. Zgrana, fajna ekipa, tempo też ok. Niestety niedaleko przed Eberswalde łapię kapcia. Zmiana dętki przy takim deszczu nie jest przyjemna. Moja pompka zawodzi. Pompka kolegi również. Dopiero trzecia daje radę. Dojeżdżając do stacji w Eberswalde czuję jednak, że znów jest coś miękko z tyłu. Na przejeździe przez jakieś tory dobijam mocno, na szczęście obyło się bez snake'a. Ekipa pakuje rowery na samochody i zachęca mnie abym jechał z nimi. Ja napalony na cały dystans, praktycznie nie zmęczony, bo się wcześniej oszczędzałem... Z drugiej strony niedziałająca pompka, kolec którego nie mogłem wcześniej znaleźć, końcówka jedzenia i ponad 100km w zimnym deszczu. Bardzo chciałem, już prawie miałem jechać dalej sam (bo Grzesiek się jednak rozmyślił), ale podszedł do mnie Paweł którego tego dnia poznałem, położył mi rękę na ramieniu i powiedział coś w stylu:
- Słuchaj, młody jesteś, widać, że chcesz, ale nie podejmuj zbyt pochopnej decyzji, to jest bądź co bądź 100km do domu. Pojedziesz z nami do Widuchowej, jak będziesz się czuł na siłach, to stamtąd sobie pojedziesz jeszcze jakieś 50km.

No i zeszło ze mnie powietrze i chęć walki, bo wiedziałem, że ma rację ;) Szybko zapakowałem rower do jego Passata i pojechałem z nimi. Podczas jazdy zrobiło się ciepło, w międzyczasie coś tam przegryzłem i średnio kontaktowałem. Zrobiłem się mega senny i niebawem trzeba było wysiadać... :D Podziękowałem wtedy i teraz też bardzo dziękuje za pomoc i dowiezienie moich mokrych 4 liter i nie mniej mokrych 2 kółek do Polski. W Widuchowej po Grześka przyjechała jego dziewczyna Kasia, a mi szczerze mówiąc już się nie chciało, więc rower na pakę i razem z nimi do Szczecina. Super z was para! :D Wesoło było wracając. Ostatecznie zostałem odstawiony pod sam dom.

Kilka cudzych zdjęć:
Foto by Rowerzystka:

Gadu-gadu z Yogim
---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Foto by Fisher:

Też miałem flagę, a co! :D
---------------------------------------------------------------------------------

I zimno, i pada, i zimno, i pada...
---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Artystyczne ujęcia zmiany dętki...
---------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że nikt z autorów się nie obrazi, że tu umieściłem te zdjęcia.

Podsumowując, z informacji moich szpiegów wynika że w tym roku było 150-170 tys. rowerzystów, czyli nieco mniej niż rok temu (180-200 tys.) jednak po części tłumaczy to pochmurno-deszczowa pogoda. Do zobaczenia za rok!

Miasto i do Lui

Wtorek, 29 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczka
W sumie wpis z 2-3 dni. Jazda na rowerze taty, bez licznika więc dystans orientacyjny. Jak ja dawno w zwykłych butach nie jeździłem :P

Święto Cykliczne

Niedziela, 27 maja 2012 · Komentarze(6)
Kategoria 101-200km, Wycieczka
Coroczna impreza zorganizowana przez Rowerowy Szczecin.
Osobiście postanowiłem pojechać aż do Stargardu i tam przyłączyć się do startującej ekipy:

Poznałem tam Pawła (Oclahomapl) z którym dane już mi było wcześniej jeździć (np. całkiem sprawna jazda na Maratonie dookoła Miedwia 2011 do czasu aż nie złapałem kapcia)
Do granic Szczecina jazda pod eskortą policji, dalej, o zgrozo, już bez. Jak wygląda Szosa Stargardzka na trasie Płonia-Kijewo większość pewnie wie - 2-3 pasy ruchu i 80km/h. W Płoni dołączyła Lui i tak sobie jechaliśmy.

Na każdym przystanku musiałem dokręcać jej lewe ramie korby, bo wyrobione mocowanie na kwadrat było... :P Coś z tym trzeba będzie zrobić.

Dokładnie przy Basenie Górniczym jakiś facet złapał kapcia. Nie wiedział jak zmienić dętkę. Jechałem jako jeden z ostatnich w peletonie i Gryf (oficjalnie jako osoba eskortująca) poprosił mnie żebym mu pomógł, bo sam musi jechać dalej z tyłu kolumny. Pan stwierdził, że wyjechał już domu ze Zdroi na flaku - wiedział o usterce wcześniej ale "myślał, że da radę jechać". Starałem się szybko załatwić sprawę, ale kolec jakiegoś krzewu zrobił w dętce dwie dziury. Poza tym po załatwieniu sprawy i założeniu koła okazało się że V-ki obcierają mocno o tylną oponę... :/ Na moją propozycję żeby rozpiąć tylny hamulec Pan skwitował to przerażonym "Ale jak to tak, bez hamulców mam jechać?" Ja mówię, że przecież ma przedni, a on (uwaga tekst dnia): "Ale przednim nie wolno hamować!" Jak przestałem się śmiać, to oznajmiłem nieco obrażonemu moim śmiechem Panu, żeby w wolnej chwili potrenował hamowanie przodem. Swoją drogą gdyby nie przód, to w ruchu ulicznym już ze 2-3 razy bym zaliczył bardzo ciężkie wypadki - o konsekwencjach wolę nie myśleć... :/
Z trącym o oponę hamulcem (swoją drogą kilkanaście km takiej jazdy i można oponę z boku przetrzeć) dojechaliśmy na plac Lotników o 1203. Szybko odnalazłem Lui i kilku znajomych w tłumie ludzi:




Przejazd ulicami Szczecina przyjemny, choć niektórzy niedzielni rowerzyści w ogóle nie ogarniali jazdy na rowerze - jazda zygzakiem, ostre i niepotrzebne hamowania, zatrzymywanie się na środku ulicy. Obyło się bez strat (choć Lui miała kolizję z jakąś kobietą).
Reakcje ludzi skrajnie różne. Wiele osób machało, pokazywało nas małym dzieciom, pytało co to za akcja, ale też wygrażało nam pięściami, słało niecenzuralne epitety pod naszym adresem, o fakach nie wspomnę. Przodowali zniecierpliwieni kierowcy ofc... ;) Dzień w dzień są korki przez samochodziarzy, jak raz jego powodem zostali rowerzyści, to wielkie halo.

Na Trasie Zamkowej robiono nam zdjęcia lotnicze. Robił je p. Cezary Skórka - link do zdjęć:
Opis linka

A tutaj te pechowe ramie korby, które co kwadrans nie dawało mi spokoju:


Różne źródła różnie podają, ale było nas od 2000 do 3000 podobno ;)

Berlin

Sobota, 5 maja 2012 · Komentarze(13)
Kategoria Wycieczka, 301-400km
Pomysł wyjazdu rzucił Jarek na forum RSu. Długo się wahałem, bo nie czułem się jeszcze do końca przygotowany na taki dystans, czyt. 300km z hakiem. Mieli się stawić jeszcze Piotrek (Mechanik) i Piotrek (Bronik). Stwierdziłem, że decyzję podejmę o 0300, jak wstanę, bo zapowiadane były opady deszczu. I jak na złość było sucho... :)
Spotkanie o 0400, na miejscu czekał tylko Gadzik. Trochę mnie to zmartwiło, bo prognozy zapowiadały wiaterek, który przez większą część miał wiać w twarz, a więcej osób to więcej zmian i więcej odpoczynku za kompanami - wiem, zimna i praktyczna kalkulacja z mojej strony. ;p

Trasa:


Do Berlina jechaliśmy identycznie jak rok temu, dopiero w Eberswalde chcieliśmy pojechać inaczej. Pojechaliśmy tak samo i później musieliśmy jechać trochę naokoło nadrabiając jakieś 5km. Mało, ale to dopiero nasze pierwsze pobłądzenie... ;)
Do samego Berlina bez problemów, ale wjechaliśmy w jakimś dziwnym miejscu. Zapytana bardzo miła staruszka pokierowała nas na Bramę Brandenburską przez osiedle mieszkalne. Tym sposobem po kostce, płytach, chodnikach i parkingach trafiamy na bardziej ruchliwą ulicę, która ostatecznie doprowadza nas do centrum.



Pomnik ofiar Holocaustu

Krążąc docieramy do naszego celu, czyli Bramy Brandenburskiej.


I wspólne zdjęcie, zrobione przez profesjonalnego fotografa:

Co tam, że obciął pół Bramy, widocznie tak miało być... :D




Generalnie miało być bez zwiedzania miasta, tylko fota bramy i powrót, ale że byliśmy półtorej godziny przed czasem, to Jarek zgodził się na moją prośbę odwiedzenia jednego sklepu rowerowego. Noszę się z zakupem nowej maszyny, konkretniej takiej:
Radon ZR Race 29er 7.0 a nigdzie w Szczecinie ich ni ma, więc chciałem obejrzeć, pomacać, przymierzyć się do różnych rozmiarów. W drodze z Bramy zdążyliśmy zgubić się dwa razy. Częściej o drogę pytał Jarek, bo ja po niemiecku nie bardzo, a na angielską mowę ludzie uciekali. Tylko jeden chłopak zaskoczył mnie płynnym, świetnym angielskim przy okazji tłumacząc precyzyjnie jak trafić na Oderspreestrasse. Niestety sklepu nie znaleźliśmy. Przy rogatkach Berlina postój przed dalszą trasą. Ryż (który jadłem dowodem osobistym, bo zapomniałem spakować widelec :/), banan, kanapki. Wyjazd, a tu coś dziwnego z rowerem - kapeć z tyłu. Dosyć szybka zmiana, jak na te opony i jazda dalej, niestety na mniejszym ciśnieniu, bo więcej się nie dało.

Trochę błądząc i jadąc na czuja pojechaliśmy na północ. W Strausbergu przez słabe oznakowanie źle pojechaliśmy. Po 20 minutach, w kolejnej wiosce zerkamy na mapę i... olśnienie - jedziemy na południe. :p Dodatkowe 15km...

Po drodze ciekawe miejsce, ale nie wiem dokładnie gdzie to jest:


Dalej już dosyć prostą drogą, bez nadrabiania i objazdów przez Wriezen i Bad Freinwalde do Oder-Neise Radweg. Droga rowerowa po wale przeciwpowodziowym, zjeżdżona i obfotografowana wiele razy, więc nie ma co się rozpisywać. Obaj włączyliśmy autopilota i walczyliśmy z wiatrem w twarz zmieniając się co kilka minut. Jazda 20-24km/h... Odcinek Hohenwutzen - Schwedt dalej w budowie, więc mały objazd, część po szutrze. W Schwedt zjazd do Krajnika po płyny - woda i Cola. Przy okazji ostatnia przerwa na jedzenie, ubrałem też płaszcz przeciwdeszczowy, bo zaczynało padać. Na szczęście prognozy się nie sprawdziły i tylko lekko siąpiło przez 2 godziny. Dalsza droga również po rowerówce Odra-Nysa aż do granicy. Tam jakbyśmy dostali nieco energii (a może przestało wiać?), bo mimo długich, dosyć płaskich podjazdów pod Rosówek i Kołbaskowo przyspieszyliśmy do 25-26km/h. Od granicy jazda już w ciemnościach. W Przecławiu jazda ulicą, a nie po DDR i jak na złość patrol policji na poboczu. Suszyli trochę kierowców i na nas nie zwrócili większej uwagi. Pożegnanie na rondzie Reda, ja Krakowską do domu. Jeszcze dokręciłem na Taczaka, bo miałem ochotę... :D

A dziś odpoczywam, wszystko mnie boli, tyłek obtarty w jednym miejscu prawie do krwi, więc chyba nowe siodełko będzie potrzebne. Miało być 300-310km, wyszło prawie 370km. Podczas powrotu po głowie chodziły myśli żeby dobić do czwórki z przodu, ale ostatecznie stwierdziłem, że nie tym razem.
Dziękuje Jarek za wspólną jazdę, nowa życióweczka jest.
Tak sobie obliczyłem przed chwilą, że podczas tej wyprawy obróciłem korbą jakieś 72 tysiące razy... :D

Do Lui

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · Komentarze(1)
Kategoria Wycieczka, 101-200km
Do Lui tym razem przez Schwedt... ;)

Trasa:


Do granicy przez Kołbaskowo, później w Neurochlitz na Oder-Naise Radweg. Bardzo ciepło, powiedziałbym nawet, że gorąco :D Do samego Schwedt dosyć mocnym tempem, choć słaby wiaterek minimalnie pomagał.

Kościół w Mescherin


Pierwsza przerwa za Ognicą. Dwa fajne, dosyć długie podjazdy za Ognicą i przed Widuchową. W Gryfinie kupiłem dodatkowy litr wody. Od Gryfina na wschód drogą powiatową do starej "trójki" i dalej standardowo do Płoni.

I tak kilkaset kilometrów na południe można jechać (wierzcie, może się znudzić):




Niedaleko Schwedt:

Krugsdorf, Torgelow, Ueckermunde

Piątek, 27 kwietnia 2012 · Komentarze(2)
Kategoria Wycieczka, 101-200km
Trasa:


Z domu wyjechałem przed 10. Najpierw przez Buk do Niemiec, trasą identyczną jak kiedyś, gdy jechaliśmy bardzo liczną ekipą do osady Wkrzan w Torgelow... ;)

Jezioro Kleiner See koło Koblenz:


Martwy, zalany przez wodę las (Koblenz):


Mausoleu von Eickstedt (Koblenz):


Pora karmienia (Koblenz):

---------------------------------------------------------------------------------

Później dalej na zachód przez małe wioseczki aż do głównej drogi Pasewalk - Torgelow. Wcześniej wszędzie idealnie równe asfalty ze szczątkowym ruchem, tu duży ruch, ale mnie to nie dotyczyło, bo wiedzie tamtędy asfaltowa droga rowerowa do samego Ueckermunde... ;) W ogóle Ci Niemcy to łebski naród - my pakujemy się w elektrownie atomowe, a oni w darmową energię:



---------------------------------------------------------------------------------
Gdzieś przeczytałem ciekawostkę, że elektrownie atomowe wcale nie są tak przyszłościowe jak się mówi, ponieważ przy obecnych tendencjach budowy elektrowni węglowych i atomowych, to uran (jako paliwo) skończy się szybciej od węgla kamiennego! Jak przełoży się to na ceny surowca i ostatecznie na ceny energii chyba nie muszę pisać. A ogniwa słoneczne, kolektory i farmy wiatrowe powstają w Niemczech jak grzyby po deszczu - jest to efekt rządowych dopłat... ;)

Pierwszy postój nie licząc postoi na zdjęcia w Eggesin na tamtejszym rynku. Zdjęcia, ryż, picie, opalanko w grzejącym słońcu i jazda dalej.

---------------------------------------------------------------------------------

Dalej DDRem do Ueckermunde - przyjemna, letniskowa mieścina nad Stettiner Haff. Sporo remontów przed sezonem, ruch wahadłowy, ale mnie na rowerze to nie dotyczyło.






---------------------------------------------------------------------------------
Z Ueckermunde trasą rowerową dookoła Zalewu Szczecińskiego


Kilka kilometrów dalej zmiana na trasę Odra-Nysa. Jeden z moich ulubionych etapów od Bellin przez Warsin do Rieth - piękna pogoda, idealnie równa, asfaltowa droga rowerowa przez lasy i pola, niedaleko z lewej Zalew Szczeciński. Dookoła sporo ptaków, mew, kaczek z młodymi, wszystko zielone budzi się do życia. Czułem się rewelacyjnie, uśmiechałem się sam do siebie... ;)
Punkt widokowy niedaleko Rieth:

Kuter rybacki w Rieth:


Dalej standardowo lasem do Hintersee i dalej oklepaną i nudną drogą przez granicę, Dobieszczyn, Tanowo do Szczecina... ;)

Do babci w Policach przez Nowe Warpno i Trzebież

Sobota, 21 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczka, 101-200km
Miałem podskoczyć do babci, odwiedzić ją i kilka rzeczy podrzucić. Umówiłem się smsowo (babcia nie słyszy) że będę o 12, więc skoro tyle czasu z rana, to stwierdziłem, że nie muszę jechać do niej najprostszą drogą... ;)

Trasa:


Odcinek od Dobrej do Rzędzin nową drogą rowerową. Równiutko, cicho i spokojnie. Końcowy etap dopiero w budowie, więc jechałem piaskiem - przełaj... ;) Od Rzędzin do Nowego Warpna drogą teoretycznie asfaltową, a w praktyce dalej przełaj. Koła 26", cienkie opony napompowane do 6,5atm, więc nieźle mnie wytrzęsło. ;p

Nowe Warpno
(a tata mówił - nie rób zdjęć podczas jazdy tym biednym aparatem w komórce - nie posłuchałem :p)

Nowego Warpna cd:



Będą rybki ;)



Chciałem jeszcze cyknąć zdjęcie Riether Werden, czyli słynnej, bezludnej, opuszczonej wyspy którą szczecińscy rowerzyści często fotografują z Rieth. Na jednym z pomostów 7 albo 8-letni chłopiec łowił ryby, zapytałem więc czy jest jakieś dobre miejsce do zrobienia tego zdjęcia. Tłumaczył mniej - więcej tak: "Musi pan pojechać tą drogą, i koło domu mojej cioci skręcić w prawo, i tam będzie takie miejsce." Inaczej wytłumaczyć nie umiał, a ja ni w ząb nie wiedziałem gdzie mieszka jego ciocia :P Czas naglił więc odpuściłem.

Jest i Trzebież:


Do babci dojechałem o 12:12, ale nie była zła, gdy wyjaśniłem którędy jechałem ;) Upiekła mi megasmaczne, kruche, maślane ciasteczka. Obejrzałem kwalifikacje do GP Bahrajnu, trochę pogadałem, zjadłem obiad i ok. 16 pojechałem do domu... ;) Tym razem prostszą drogą przez Siedlce i Leśno Górne.

Rosówek, Grambow, Locknitz

Czwartek, 19 kwietnia 2012 · Komentarze(6)
Kategoria Wycieczka
Przed południem do Madbike po nowe opony. Jedna z półtora-calówek Duro powoli kończy żywot - pęka oplot w jednym miejscu i widać już niewielkie wybrzuszenie. Jako że trasy czasem nawet rzędu 200-230km nie są mi obce, a nie lubię wracać pociągiem, PKSem czy samochodem trzeba było zainwestować. Zresztą plany na ten sezon są ambitne i trzeba sobie jakoś pomóc. Wybór padł na Maxxisy Detonatory 26x1". Waga 286 i 289g... ;)
Koszmarnie ciężko się je zakładało, ale może to kwestia nowych kół :P
Obręcze Alexy ACE18, piasty Novateca i szprychy CNSpoke 2.0.
Efekt:

Może być, chociaż rurki ramy sporo grubsze od kół... ;) Wizualnie fajny, tylko czemu tak koszmarnie ciężki :/

Trasa:


Kościół w Rosow z charakterystyczną wieżą ;)


Odpoczynek za Nadrensee


Panorama


Ogień... ]:D



Rozmiar kół zmieniłem w liczniku na właściwy, bo przy zmianie opon obwód uległ minimalnie zmianie. Nie wiem co mi się dziś stało, superkompresja czy co? Kwestia nowych kół i cieniutkich opon czy psychika? :P

Dziś poszedł ogień... ;)

Prenzlau

Poniedziałek, 16 kwietnia 2012 · Komentarze(6)
Kategoria Wycieczka, 101-200km
Prenzlau chciałem odwiedzić już dawno, ale jakoś nie było okazji. Szkoda, że nie wiedziałem, bo kilka dni wcześniej dwóch Pawłów (Sargath i Axis) przejechali całkiem podobną trasę wraz ze zwiedzaniem Prenzlau właśnie.

Wyjechać miałem przed 10, ale wynikło kilka nieprzewidzianych i denerwujących spraw i koniec końców wyruszyłem po 13.

Trasa:


Do Niemiec wjechałem przez Warnik, następnie Krackow i Penkun. Szybka fotka kościoła i jazda dalej.

------------------------------------------------------------------------------

Kościół w Sommersdorf

------------------------------------------------------------------------------

Pierwsza krótka przerwa na ryż w Schmolln





------------------------------------------------------------------------------

Generalnie od Penkun jechało się bardzo ciężko, wiał ukośny północno-wschodni, bardzo silny wiatr. Prędkości oscylowały w granicach 20-24km/h na prostych. Do tego masa odkrytych terenów, pól. Zacząłem się zastanawiać, czy wrócę przed zmrokiem do domu. Gdy w końcu dojechałem do Prenzlau, byłem już nieźle zmęczony.

Prenzlau posiada świetną, zabytkową zabudowę, a nawet jeśli stawia się nowe budynki, to tak, aby stylem nie odbiegały mocno od pozostałych. Tam nikt nie wpadł na genialny pomysł stawiania bloków albo tras szybkiego ruchu dookoła zabytków (vide nasza Baszta Panieńska i Zamek Książąt Pomorskich).

Uliczki w Prenzlau









------------------------------------------------------------------------------

Park

------------------------------------------------------------------------------

Baszta i brama wjazdowa - pozostałości dawnego systemu obrony miasta. Spora część murów jest dobrze utrzymana i można się swobodnie po niej przechadzać.



------------------------------------------------------------------------------

Kościół Najświętszej Marii Panny w Prenzlau






Pomnik Marcina Lutra - niemieckiego reformatora religijnego

------------------------------------------------------------------------------

Kościół Świętego Ducha w Pranzlau



------------------------------------------------------------------------------

Wieża Środkowa

------------------------------------------------------------------------------

Nawet komenda / komisariat policji jakoś tak ładnie wygląda ;)

------------------------------------------------------------------------------

Czas naglił, więc nie zabawiłem w Prenzlau długo - do nadrobienia w przyszłości. Dalej pojechałem do Pasewalku na półnoć, ponownie walcząc z ukośnym wiatrem. Bywało niebezpiecznie, bo trasa była nieco bardziej ruchliwa niż się spodziewałem, a ja walczyłem z wiatrem z boku jadąc nieco zygzakiem. Liczyłem na jakąś drogę rowerową, ale na tej trasie nie ma żadnej, dopiero 3-4km przed samym Pasewalkiem jest twór z kostki. Mimo tego że nie jechałem przy prawej krawędzi jezdni, niemieccy kierowcy okazali się wyrozumiali i odpowiedzialni - jak zwykle. Za to "nasi" również nie zawiedli: W Blindow, niewielkiej wioseczce kilka kilometrów za Prenzlau władze zbudowały wysepki na środku jezdni celem spowolnienia ruchu samochodów na terenie zabudowanym. Jednak taki jeden, mimo że było wąsko, musiał swoje cztery lit... koła wcisnąć. Już miałem zamiar pozdrowić go środkowym palcem, gdy zobaczyłem blachy - ZKA. Machnąłem tylko ręką zrezygnowany... ;)
W Goritz druga i ostatnia przerwa na ryż. Trochę się bałem, że mnie odetnie, bo został mi jeszcze tylko batonik.
Do Pasewalku bez ekscesów i ciekawostek.
W Pasewalku pierwotnie chciałem również trochę pozwiedzać i przypomnieć sobie okolicę, ale było późno, więc sobie darowałem. Po wyjeździe z miasta wiatr zaczął w końcu pomagać. Wiał bardziej z boku niż z tyłu, ale mi wystarczyło że nie przeszkadzał... ;) Żądza prędkości i z licznika nie znikała 3 z przodu, a nierzadko pojawiały się 4 i 5... ;) W okolicach Rosow i Locknitz wiatr jakby osłabł - jak na złość. Za Locknitz skręciłem na Plowen, bo nie lubię tamtego odcinka. Za wioską źle skręciłem i wyjechałem na tą samą drogę (104) jakieś 3km dalej :D Great...
Od Skarbimierzyc ładny zjazd do Mierzyna i Szczecina, więc prędkości też były "satysfakcjonujące". Przynajmniej kierowcy nie musieli się fatygować z wyprzedzaniem.

V Max: 66,56km/h osiągnięta na odcinku Ladenthin-Nadrensee - nieco z wiatrem i z niedużej górki.

Liczba dnia: 213 - ilość wiatraków widocznych z pewnego wzniesienia między Schmolln a Randowtal. Widok niesamowity...

Nigdy wcześniej nie widziałem Borsuka, szkoda tylko że potrącony i martwy. Piękne futro...