Z Lui pojechaliśmy tego dnia do mojej babci do Bartoszewa, później do mojego chrześniaka a na koniec na pokazy Piromagic. Niestety tylko na pierwszy, bo następnego dnia trzeba było wcześnie wstać aby dojechać na Maraton dookoła Miedwia... ;)
Pojechaliśmy sobie z Lui na masę krytyczną we Wrocku
------------------------------------------------------------------------------ Prosimy nie regulować odbiorników ;)
------------------------------------------------------------------------------ Restauracja na barce:
------------------------------------------------------------------------------ Lui
------------------------------------------------------------------------------ I jej nowy rowerek ;) Świetny sprzęcior w rozsądnej cenie - pompowany Axon, osprzęt LX, hamulce Avidy SD7, Racing Ralfy i dosyć lekkie kółka:
------------------------------------------------------------------------------ Masa Krytyczna (u nas w Szczecinie chyba więcej osób zazwyczaj w czerwcu bywa)
------------------------------------------------------------------------------ Jeden z wielu wrocławskich krasnali - są pochowane na terenie całego miasta, czasami ciężko jest je odnaleźć nawet z przewodnikiem w ręce.
Wrażenia po masie: Całkiem sympatycznie, osób mniej niż się spodziewałem. Zaskoczyło nas to, iż tutaj przejazd masy nie jest eskortowany przez policję - ekipa jedzie razem, na światłach przejeżdżaliśmy nawet na czerwonym, żeby nie łamać kolumny, co często spotykało się ze złością kierowców. Ale policja, mimo, że kilka razy nas mijała, nikogo nie zatrzymała, więc chyba dopuszczają coś takiego. Zostaliśmy obdarowani chipsami, które dostarczył ich producent-sponsor. Było tyle tego, że wzięliśmy 6 paczek, a jeszcze wciskali nam następne, żeby nic nie zostało. No i na koniec grill, także nie musieliśmy robić dziś kolacji. Kiełbaski, chlebek, keczup, musztarda, kawa, herbata i inne napoje - jednym słowem full serwis. Zaczęło się ściemniać i komary rozpoczęły ostry szturm, więc zwinęliśmy się do domu. Pocisnęliśmy przez miasto ekspresem - Lui dała radę. Zrobię z niej miejską fighterkę, może jeszcze kurierem zostanie :D
Wycieczka miała miejsce dawno temu, ale pora nadrobić zaległości... ;)
Mieszkamy w tak fajnej okolicy, że na rynek można się dostać praktycznie tylko drogami rowerowymi. Mi to bez różnicy, ale Lui wciąż nie czuje się zbyt pewnie jadąc ulicą :)
Stare miasto we Wrocławiu to prawdziwa rewelacja. Generalnie chyba tylko stare miasto w Krakowie i Gdańsku może się z nim równać. Wszystko kapitalnie odnowione, mnóstwo wąskich brukowanych uliczek ze starymi kamienicami, knajpkami, pubami, kafejkami itp. Dziwna sprawa, jak te wszystkie miejsca mogą się utrzymać? Po części tłumaczy to duża ilość turystów. Z zagranicznych języków dało się słyszeć angielski, niemiecki, rosyjski, francuski i włoski(albo hiszpański :P )U nas w Szczecinie miłych kawiarni jest niewiele, tutaj takie są na każdym rogu... ;)
Zdjęcia:
Fontanna Szermierza:
---------------------------------------------------------------------------- Fontanna na rynku:
Ostatnio, w sumie przez przypadek, odwiedziłem woj. wielkopolskie, ponieważ w ostatniej chwili postanowiłem dodać trochę km do trasy. Tym razem miało być prawie 180km, ale jechało mi się tak ciężko, że postanowiłem skrócić trasę do 130. Wyszło więcej, bo (ponownie) trochę błądziłem.
Trasa:
Wyglądała ona mniej więcej tak, ale pewny nie jestem. Najpierw do Oławy bocznymi drogami o różnej jakości asfaltu. Ruch minimalny, słonecznie ale chłodno. Raz musiałem się tylko zatrzymać i przestawić siodełko na poprzednią pozycję, bo w ciągu tygodnia zupełnie niepotrzebnie zmieniałem ustawienia. Oława średnio mi przypadła do gustu, jakieś takie zaniedbane miasto. Dużo DDRek słabej jakości, bez jakiejkolwiek zielonej fali na skrzyżowaniach, przez co na każdym musiałem się zatrzymywać i czekać po minucie :/ Z Oławy do Brzegu krajówką, ale ruch niewielki i dosyć szerokie, asfaltowe pobocze, więc w miarę komfortowo. Sam Brzeg nawet mi się spodobał, no może poza zaniedbanym ratuszem na rynku. Gdyby go odnowić byłby całkiem ładny.
Zdjęcie dla kogoś kto lubi mosty ;)
Pierwotnie z Brzegu miałem jechać dalej na południowy-wschód i Odrę przekroczyć w okolicach Lewina Brzeskiego, ale tak jak wspomniałem wcześniej jechało mi się jakoś tak ciężko, leniwie, skróciłem więc trasę i Odrę przekroczyłem w Brzegu właśnie.
Z Brzegu do Rogalic trwa remont drogi krajowej i obowiązywał ruch wahadłowy. Oczywiście, żeby kierowcy z naprzeciwka nie musieli za długo czekać, musiałem pokonać odcinek sprawnie. Postanowiłem puścić ciężarówkę stojącą za mną przodem i ruszyłem za nią. Dzięki temu odcinek 11km pokonałem z prędkościami 50-60km/h. Miny robotników bezcenne :D W Rogalicach odbiłem na północny wschód na drogę powiatową parszywej jakości. Wytrzęsło mnie nieźle. W Biskupicach Oławskich źle pojechałem i dołożyłem sobie lekko licząc jakieś 10km. Całe szczęście, że most na tej drodze był zamknięty dla samochodów i pokonałem jakieś 25km zupełnie sam po świetnym asfalcie. Przez godzinę nie spotkałem nikogo. Tak to można jeździć... ;) Dojechałem w końcu do Jelcza-Laskowic gdzie pobłądziłem. Samo miasto ładne i zadbane, widać było po domach, że ludzie raczej zamożni. Z Jelcza-Laskowic do Kamieńca Wrocławskiego drogą wojewódzką. Niezbyt szeroka i dosyć ruchliwa. Tuż za Kamieńcem skręciłem w lewo na budowaną dopiero nową przeprawę nad rozlewiskiem Odry i Oławy. Okazało się, że jest już przejezdna i tym sposobem pokonałem kolejne 10km zupełnie sam ;) Budowla ładna, dwa pasy ruchu i do tego asfaltowa DDRka za ekranami dźwiękochłonnymi. No i kilkanaście mostów nad rozlewiskami. Przez to, że pojechałem tą drogą nadłożyłem jakieś 8-10km, ale akurat tego nie żałuje.
Miałem zrobić traskę tylko do Milicza, ale w ostatniej chwili przed wyjściem spojrzałem jeszcze na mapę i zobaczyłem, że bardzo blisko stamtąd do wielkopolski... ;) Stwierdziłem, że jak będę dobrze stał czasowo, to podjadę, mimo, że to prawie 20km w jedną stronę.
Trasa: /
Wyjazd późno, dopiero o 1030, bo nie mogłem się zwlec z łóżka. Początek trasy tak jak w piątek. Dopiero w Ludgierzowicach zamiast jechać dalej 340-tką odbiłem na północ. Bardzo spokojna droga, przez większą część asfalt fajny, momentami trochę dziurawy. W Lasowicach wjechałem na DK15, ale niedziela i do tego Dzień Niepodległości sprawiły, że ruch był minimalny. Na rozdrożu, zrobiłem sobie pierwszą przerwę na jedzenie. Ruszyłem i minęły mnie 3-4 samochody. Normalnie, z odpowiednim dystansem, ot nic specjalnego. Podjechałem pod spore wzniesienie i zacząłem zjeżdżać, zaczął się las. Wtedy zobaczyłem, że na poboczach po obu stronach stoi sporo samochodów na awaryjkach. Podjechałem bliżej i taka oto scena:
Samochód który minął mnie ze 2 minuty wcześniej. Prosta droga, sucho - dziwne... Kierowca siedział już na czyjejś kurtce na poboczu, trochę zakrwawiona twarz i ręce, ale poza tym chyba ok. Spytałem, czy pomoc wezwana i czy czegoś potrzebują. Nie byłem potrzebny, więc pojechałem dalej. Kilka minut później minął mnie radiowóz po cywilnemu, dwa zastępy straży i karetka. Trzeba uważać.
W Miliczu upewniłem się, że do granic województw na pewno nie jest zbyt daleko. Trasa spokojna, trochę wzniesień. Na początku minąłem tablicę z granicą województw i przejechałem kilka dodatkowych km zanim miejscowi uświadomili mi że pojechałem za daleko :P
Powrót tą samą drogą, w Miliczu skręciłem na wojewódzką 448. Również spokojnie. Poza dwoma etapami bardzo ładny asfalcik. Piękna jesień i świetna pogoda:
Poza tym podjechałem sobie do Polic, bo dawno nie byłem. Babci niestety nie zastałem :P
Od Twardogóry zaczęło się szybko ściemniać. Miałem oba światła, do tego rewelacyjna koszulka na długi rękaw, w kolorze żarówiastej żółci która była świetnie widoczna przy jesiennej szarówce. Niestety szybko okazało się, że w obu lampkach baterie siadają! A sprawdzałem je przed wyjazdem. Dobrze, że mam na rowerze i na sobie masę odblasków umieszczonych dość nisko, więc myślę, że byłem nieźle widoczny. Od Oleśnicy zupełne ciemności, a do domu prawie 40km. Gdy nic nie jechało, wyłączałem przednią lampkę i oszczędzałem baterie. Prawie nic nie widziałem. Dopiero między Borową a Piecowicami trochę gorszego, dziurawego asfaltu, więc musiałem coś widzieć. Od Kiełczowa było oświetlenie uliczne, więc już bez problemu. Koniec końców wróciłem przed 19. Jeszcze pojechałem DDRką sporo naokoło, żeby wyszło ponad 200. ;)
Asfalty średnie, ale w ogóle okolic nie znam, więc jeżdżę w ciemno i będę szukał fajnych tras. Tyle dobrze, że drogi boczne, więc ruch niewielki. Tym bardziej, że cały tranzyt leci A4 i A8/S8.
Ostry wyjazd z harpaganami. Na forum średnia planowana: 25-30kmph, a to jak wiadomo, spory rozrzut. Koledzy celowali w górę przedziału... ;)
Na Głębokim wyjątkowo byłem pierwszy, ale zaraz podjechali Adrian, Paweł (Sargath) i jako ostatni Paweł (Axis) jako, że ma najbliżej. ;) Od Głębokiego Sargath zapodał tempo 40-45, to już wiedziałem że nie będzie żartów. Później się zmienialiśmy i trzymaliśmy coś w okolicach 4 paczek. W okolicach Rieth trochę się Pawłowi zbuntowaliśmy i zwolniliśmy do rozsądniejszych 34-36kmph.
Generalnie jechało się świetnie, trochę za dużo postojów, pogoda super. W Świnoujściu najpierw postój w barze, gdzie chłopaki zjedli jakiej obiady, hot-dogi, ja poprzestałem na piwku... :D Metabolizm szybki po wysiłku, więc je dosyć poczułem, ale szybko minęło. Zresztą po wizycie w barze udaliśmy się baru mlecznego Gospodnik, gdzie zjedliśmy z Adrianem wazę zupy z 4zł :D
Chciałem zdążyć na kwalifikacje F1 i na mecz Germania - Portugalia, ale ani to, ani to się nie udało. Ale wyjazd super - szybko i sympatycznie, choć fotek za dużo nie ma:
pierwszy postój ---------------------------------------------------------------------------------
gdzieś miedzy Świnoujściem a Międzyzdrojami gna ekipa - ha! ---------------------------------------------------------------------------------
postój przed Wolinem ---------------------------------------------------------------------------------
most w Wolinie - trochę rozmazany bo foto podczas jazdy ;)