Z rana do Madbike skoczyłem, Piotrek skrócił mi dwa łańcuchy do odpowiedniej długości - dzięki ;) Chciałem jeszcze kupić dwie opaski na obręcze, ale nie mieli żadnych fajnych. Potoczyłem się więc do Synkrosa, gdzie kupiłem dwie opaski od Michaliny :P Wróciłem do domu, wymieniłem łańcuch w Krossie (jeżdżę na 3 łańcuchy), założyłem opaski na nowe koła. Zadzwonił Tomek z propozycją, żeby się gdzieś przejechać. Miałem w planach krótką traskę po Niemczech, więc umówiliśmy się o 1150 na rondzie Reda. Trasa:
Przez Warzymice i Warnik wjechaliśmy do Niemiec. Piękna pogoda, bezwietrznie, więc jechało się bardzo przyjemnie. Nawet średnia całkiem niezła się robiła, mimo raczej turystyczno-rekreacyjnego nastawienia. Ze Schwennenz do Sonnenbergu kilka km bruku, więc jechaliśmy obok drogi - trochę nas wytrzęsło. W Locknitz krótka przerwa fotograficzna przy pomniku:
Po sesji dalej na północ niemal do Hintersee, tam odbiliśmy już w prawo po chwili wjeżdżając do Polski. Dalej Stolec > Buk > Dobra > Szczecin. Od granicy Tomka trochę odcięło, za mało papu zabrał ze sobą (choć wziął tyle co ja) i toczyliśmy się powoli. Jako, że było po drodze, to wpadł do mnie na racuchy, żeby do domu jakoś dojechać. Kawałek z nim pojechałem, żeby do stówy dobić i szybko wróciłem, bo w planach była jeszcze impreza u Sławka... :P Skutki imprezy jeszcze teraz czuję :D
Chciałem Sławka wyciągnąć, bo mówił, że wolne ma, ale okazało się, że coś tam mu wyskoczyło, więc pojechałem sam. Trasa w rejony, w których ostatnio w ogóle nie jeździłem.
Trasa: /
Jechało się bardzo przyjemnie, swoim tempem. Chciałem przypomnieć sobie kilka dróg i tak sobie przypominałem, że ze Schwennenz zamiast na Stobno pojechałem na Ladenthin i dalej na Warzymice. Jak to się stało, to nie wiem, bo tamtą drogą jechałem już wiele razy. Tym sposobem wyszło 10km więcej i odwiedziłem Lui na uczelni, bo po drodze było ;) Fajne miejsce między Storkow i Tantow, dosyć wysoko droga tamtędy prowadzi i ładne widoki są. Nawet dziś, mimo ciągle padającego deszczu. Naliczyłem 10 farm wiatrowych dookoła, najmniejsza składała się z 4 wiatraków, największa z blisko 20... ;) Poza tym dziś wjeżdżając do Polski był jeden z tych nielicznych razów, gdy polski asfalt podobał mi się bardziej niż niemiecki. W Niemczech gładki asfalt był cały mokry od wody, a u nas dosyć szorstki (ale równy, żeby nie było) i miejscami był idealnie suchy... Dziwne. Poza tym rower zebrał masę dżdżownic z drogi - wylazły robale ze względu na wilgoć. Po powrocie nie mogłem na to patrzeć i pobieżnie umyłem maszynę.
Z wizytą u babci. Do Polic przez Siedlce, powrót przez Tanowo - Bartoszewo - Sławoszewo - Dobrą - Wołczkowo i Bezrzecze. Rower dalej nie chce współpracować. :/ Poza tym fajnie się jechało, DDRka z Polic do Szczecina przez Tanowo już prawie gotowa, na jednym odcinku jeszcze sporo piasku leży, ale jedzie się ok... ;)
Kilometrów miało być sporo więcej, ale wyszło jak wyszło...
O 8 spotkanie na Moście Długim, kilka minut poczekaliśmy dodatkowo na ewentualnych spóźnialskich. Nikt więcej nie dojechał, była nas trójka - Piotrek, Andrzej i ja. Najpierw Dąbie, Wielgowo i betonówką do Chociwla. Nie wiem co mi się stało, ale jechało mi się koszmarnie opornie. Ostatnio robiłem remont generalny roweru i to była pierwsza dłuższa trasa. Coś nie grało, bo rower nie chciał jechać. Może się to wszystko rozjeździ z czasem, ale wówczas nie byłem zbyt zadowolony z siebie. Deptałem po pedałach, a ciężko było przekroczyć 30km/h :/
Dalej pojechaliśmy tak samo jak dwa tygodnie wcześniej do Ińska (przez Kamienny Most). Tam pierwszy dłuższy postój, pojadłem trochę ryżu, bananek, cola ale niewiele to pomogło. Z Ińska pojechaliśmy na Oleszno do Złocieńca. Trasa bardzo piękna, wyszło słońce (z rana były tylko chmury), co chwila pojawiało się jakieś jeziorko. Jechaliśmy sporą część trasy koło poligonu wojskowego. Piotrek co chwila opowiadał nam historie i ciekawostki o miejscach koło których przejeżdżaliśmy - nic dziwnego, w końcu zna te rejony jak własną kieszeń. Trasa bardzo wymagająca kondycyjnie, co chwila podjazdy i zjazdy, więc można było się konkretnie napracować... ;) Rękoma też trochę popracowałem obsługując pompkę, bo na trasie Ińsko-Złocieniec dwa kapcie złapałem. Pierwszy na czymś ostrym (winowajcy nie znalazłem), natomiast drugi na własne życzenie - zapasowa dętka miała już łatkę, która powolutku przepuszczała powietrze, przez co po 10km kolejny postój. W Złocieńcu kolejny postój, głównie ze względu na mnie, bo już byłem dosyć zmęczony, a rower dalej opornie się toczył... Ze Złocieńca pojechaliśmy do Drawska Pomorskiego krajówką, bo robiło się już późno. Na stacji paliw za Drawskiem dopompowałem oponę do 5 atmosfer, bo ręczną pompką nie da się tak mocno. To trochę poprawiło sytuację, rower przyspieszył, ale nie na długo - 4-5km przed Węgorzynem kolejny kapeć. Przyznam szczerze, że przez moment chciałem rzucić rower do rowu i wracać pieszo... :P W dodatku Piotrka bardzo rozbolały kolana, a z tym jak wiadomo nie ma żartów (zwłaszcza u rowerzystów) i ogłosił, że w Runowie Pomorskim łapie pociąg. Ja z Andrzejem łataliśmy dętkę, Piotrek zadzwonił do dziewczyny, żeby rozkład sprawdziła. Chciałem napompować oponę, ale kolejny pech - pompka wysiadła :/ Piotrek pożyczył mi swoją ;) Generalnie robiło się późno, mi brakowało już sił i chęci, więc stwierdziłem, że Piotrek nie wraca sam. Tylko Andrzej był dalej rządny wrażeń i pojechał dalej (zrobił 270km! :D ), my natomiast pojechaliśmy do Szczecina rewelacyjnym autobusem szynowym marki Pesa :D Wygodnie i szybko. Teraz muszę trochę pojeździć Krossem i sprawdzić co z nim nie tak. Teoretycznie jak się zakręci korbą i kołami, to toczy się toto nienajgorzej, ale podczas jazdy jest nieciekawie. :) Po wycieczce uczucia mieszane - fajna trasa, towarzystwo i dystans niezgorszy, ale nie lubię w ten sposób zmieniać planów i wracać pociągiem. No i te trzy kapcie...
Wyprawa z Piotrkiem, Tomkiem i Andrzejem. Relacja i kilka zdjęć jutro - dziś nie mam siły, kończę piwko i lulu... Powiem tylko że wyprawa rewelacja. Jazda 30-33km/h pod wiatr przez 120km ma swój urok. Gdyby nie lodowaty deszcz pod koniec udałoby się utrzymać średnią 27,27km/h :D
Dzięki chłopaki za towarzystwo, jestem dumny że mogłem w tym uczestniczyć. :)
Trasa trochę alternatywna, bo w Zdrojach zamiast na Słoneczne skręciłem na Podjuchy, tam w lewo do Puszczy Bukowej, dalej przez Kołowo, Dobropole do Starego Czarnowa. Dalej do Płoni pojechałem dawną krajówką... Chwila odpoczynku, doprowadzenie roweru Lui do stanu używalności (i tak pieruńska, niepokorna, tania tarczówka z przodu nie dała się ustawić, tak żeby nie ocierała) i rundka do Jezierzyc i dalej do Rekowa. Nieco za Rekowem przerwa, w zasadzie niedaleko już do Miedwia było, ale postanowiliśmy wracać. Powrót standardowo Szosą Stargardzką.
Trasa przejechana z Jarkiem, Piotrkiem i Sylwestrem. Tempo zrównoważone, bez szaleństw. Trochę mało przerw, ale wynikało to z tego, że planowo mieliśmy wrócić na 18. Dzień piękny, bardzo słoneczny i dosyć ciepły, choć wiało dosyć mocno. Do samego Ińska jechało się elegancko, wiatr minimalnie pomagał, choć nie był mocny z rana.
Wiatr ściągnął resztki połamanej kry w jedno miejsce ------------------------------------------------------------------ Od Ińska na północ jechało się jeszcze znośnie, bo wiatr wiał na ukos, jednak jadąc już na zachód było ciężko. Pierwszy dłuższy dystans w nowym roku, a tu takie warunki.
Widok na okolice jeziora Przytoń ------------------------------------------------------------------
Wymiana dętki w rowerze Sylwestra ------------------------------------------------------------------ W Runowie Sylwek złapał pociąg, my natomiast dalej na zachód... Za Chociwlem pierwotnie mieliśmy wracać betonówką, jednak idealnie zachodni wiatr wybił nam to z głów. Pojechaliśmy krajówką na Stargard. Trochę samochodów nas mijało, a ja byłem już mocno zmęczony, co nie było najbezpieczniejszym połączeniem. Na dodatek wiatr wiał ukośnie, więc aby się ukryć, trzeba było jechać nieco z boku za poprzednikiem. Obyło się jednak bez trąbienia (no może raz). Do Stargardu rozważałem powrót pociągiem, ale ostatecznie powiedziałem: NIE. Pojechaliśmy w trójkę do Tesco, a właściwie do kawiarni wewnątrz. Chłopaki zamówili po kawie, ja dopiłem herbatę z termosu, dokupując jeszcze Colę. Ten cudowny napój, uratował mi skórę kolejny raz... ;) Do Szczecina jechało się już elegancko. Na Moście Długim byliśmy 17:10 zdaje się, więc godzinę przed czasem :D
Ostatnimi czasy sporo mam na głowie i strasznie brakuje mi czasu na jazdę. W sobotę nie wytrzymałem i postanowiłem, że choćby się waliło i paliło to dnia następnego jadę do Bukowej. Jako, że na popołudnie miałem już plany, to wybrałem się do Puszczy wcześnie z rana, a nie tak jak zazwyczaj o 11 z ekipą na trening. Jeździło mi się fajnie, choć zaznaczyć trzeba że kilka miesięcy bez regularnych, intensywnych jazd niemiłosiernie odcisnęło na mnie swoje piętno i z żalem muszę przyznać - jestem zupełnie bez formy... :( Puszcza dosyć sucha, od kilku dni nie było opadów, jednak w niektórych miejscach w lesie nadal tkwiło sporo błota. Na każdym kroku widać było efekty niedawnych wichur, sporo połamanych gałęzi i drzew. Około 1130 spotkałem trenującą ekipę, m.in Pawła i Piotrka. Było im dosyć chłodno (ja z kolei ubrałem się zdecydowanie za ciepło i byłem mocno spocony :P ), więc nie rozmawialiśmy zbyt długo. Oni pojechali w głąb Bukowej, ja tymczasem powoli zbierałem się do domu... ;)