Sternfahrt

Niedziela, 3 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 201-300km, Wycieczka
Sporo wody w Odrze upłynęło, ale czas nadrabiać zaległości. ;)

To już mój drugi wyjazd na Zjazd Gwieździsty do Berlina. Poprzedni zakończył się średnio szczęśliwie, ponieważ zatrułem się kolacją dnia poprzedniego i wymiotowałem co kwadrans od momentu wjazdu do Berlina i zmuszony byłem wracać pociągiem. :/

Główne spotkanie o 0000 na Placu Lotników, ja postanowiłem złapać grupę na rondzie Reda, dzięki czemu spałem jakieś 15 minut dłużej... ;) Ekipa w granicach 25-30 osób. Okazało się, że Bronik miał na Placu Lotników jakieś problemy z dętką i zostali z nim Monter i Jaszek. Ostatecznie doszli nas na przejściu w Rosówku. Nocna jazda jak zawsze niezwykle klimatyczna.

W okolicach Schwedt pojawiły się pierwsze oznaki wschodu słońca. Słońce wyszło akurat podczas naszego postoju między Schwedt a Angermunde. Brak chmur spowodował, iż temperatura z zimnej wzrosła do akceptowalnej... ;) Po części to kwestia trochę zbyt niskiego tempa jazdy - rok temu było rozsądniejsze.

W Eberswalde postój na dworcu. Jako, że już wiedziałem jak jechać, to wyprzedziłem znacząco grupę i jako pierwszy zameldowałem się na stacji - zająłem sobie ławeczkę i gdy reszta ekipy dojechała, ja w najlepsze się wylegiwałem. ;p
Polska ekipa "uzbrojona" w czerwone koszulki i flagi narodowe mocno się wyróżniała. Inna sprawa, że rok wcześniej z Eberswalde jechało o wiele więcej Niemców, nie wiem czemu tak wyszło w tym roku. Ale facet organizujący tą część przejazdu mega sympatyczny i towarzyski. W międzyczasie dojechała jeszcze ekipa "pociągowa" ze Szczecina i mogliśmy ruszać zgodnie z harmonogramem.


---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Zdjęcie już z przedmieść Berlina:

---------------------------------------------------------------------------------

A to już sam Berlin:

---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------
Sam przejazd bardzo sympatyczny, Niemcy bardzo serdecznie reagowali na nasze polskie flagi, wielu pytało mnie skąd jedziemy, ilu nas przyjechało, czy wszyscy przyjechali na rowerach z samego Szczecina i jak wracamy. Oczywiście w moim przypadku słaby niemiecki ograniczał możliwości konwersacyjne tylko do angielskiego, ale zadziwiająco wielu z naszych sąsiadów zna ten język (co innego poziom i akcent... ;p )

W jednym miejscu musieliśmy czekać ponad pół godziny, ale było to działanie zaplanowane przez organizatora. Dzięki temu koniec przejazdu dojechał do nas i mogliśmy wjechać dosyć sprawnie na autostradę będącą częścią Małego Ringu. Dzięki temu ten kluczowy element obwodnicy stolicy Niemiec był zamknięty dla samochodów sporo krócej, choć i tak nasz przejazd spowodował niemałe korki i zatory. Mimo to kierowcy prawie zawsze reagowali pozytywnie - machali, trąbili razem z nami, pozdrawiali... ;)
No i magiczny przejazd przez tunel - coś pięknego. 2-3 minuty jazdy kilkupasmowym tunelem. Minimalny spadek sprawił, że prędkości były niemałe, a zamknięta przestrzeń potęgowała wielokrotnie każdy odgłos, co skrzętnie wykorzystywali wszyscy wokół, dzwoniąc i krzycząc. Niemcy jakoś tak nieśmiało i wstydliwie, za to nasi od razu chwycili za dzwonki i wuwuzele :D
Zdjęcie zrobione pod koniec przejazdu:

---------------------------------------------------------------------------------

Plac Żołnierzy Radzieckich w Berlinie czyli nasz punkt zborny po przejeździe:

---------------------------------------------------------------------------------
Zabytkowa armata na tymże placu:

---------------------------------------------------------------------------------

Na placu przerwa, szybkie jedzenie. Zaczyna padać deszcz, co nie jest zbyt korzystnym faktem, biorąc pod uwagę, że planowo wracać miałem rowerem. Pytam innych uczestników, którzy mieli wracać ze mną, czy nadal są chętni, lecz wszyscy zrezygnowali. Dopiero szczęśliwym trafem zagaduję do kolegi i okazuje się, że właśnie wyjeżdżają... ;p Oni co prawda jedynie do Eberswalde, ale jeden z nich jest chętny na całą drogę powrotną w siodle. Szybkie przebranie się, przepakowanie i jazda dalej. Jeszcze krótka przerwa foto przy Bramie Brandenburskiej:

---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Sporo czasu zajął nam wyjazd z Berlina, w międzyczasie na każdych światłach rozmawiałem z Niemcem, który jechał ze swoją ekipą na Frankfurt nad Odrą. Pytał o te same rzeczy co wszyscy i nieźle się zdziwił, gdy mu powiedziałem że wracamy całą drogę i że wyjdzie coś w okolicach 350km... ;) Spoko gość.

Droga bardzo przyjemnie mijała mimo deszczu i coraz niższej temperatury. Zgrana, fajna ekipa, tempo też ok. Niestety niedaleko przed Eberswalde łapię kapcia. Zmiana dętki przy takim deszczu nie jest przyjemna. Moja pompka zawodzi. Pompka kolegi również. Dopiero trzecia daje radę. Dojeżdżając do stacji w Eberswalde czuję jednak, że znów jest coś miękko z tyłu. Na przejeździe przez jakieś tory dobijam mocno, na szczęście obyło się bez snake'a. Ekipa pakuje rowery na samochody i zachęca mnie abym jechał z nimi. Ja napalony na cały dystans, praktycznie nie zmęczony, bo się wcześniej oszczędzałem... Z drugiej strony niedziałająca pompka, kolec którego nie mogłem wcześniej znaleźć, końcówka jedzenia i ponad 100km w zimnym deszczu. Bardzo chciałem, już prawie miałem jechać dalej sam (bo Grzesiek się jednak rozmyślił), ale podszedł do mnie Paweł którego tego dnia poznałem, położył mi rękę na ramieniu i powiedział coś w stylu:
- Słuchaj, młody jesteś, widać, że chcesz, ale nie podejmuj zbyt pochopnej decyzji, to jest bądź co bądź 100km do domu. Pojedziesz z nami do Widuchowej, jak będziesz się czuł na siłach, to stamtąd sobie pojedziesz jeszcze jakieś 50km.

No i zeszło ze mnie powietrze i chęć walki, bo wiedziałem, że ma rację ;) Szybko zapakowałem rower do jego Passata i pojechałem z nimi. Podczas jazdy zrobiło się ciepło, w międzyczasie coś tam przegryzłem i średnio kontaktowałem. Zrobiłem się mega senny i niebawem trzeba było wysiadać... :D Podziękowałem wtedy i teraz też bardzo dziękuje za pomoc i dowiezienie moich mokrych 4 liter i nie mniej mokrych 2 kółek do Polski. W Widuchowej po Grześka przyjechała jego dziewczyna Kasia, a mi szczerze mówiąc już się nie chciało, więc rower na pakę i razem z nimi do Szczecina. Super z was para! :D Wesoło było wracając. Ostatecznie zostałem odstawiony pod sam dom.

Kilka cudzych zdjęć:
Foto by Rowerzystka:

Gadu-gadu z Yogim
---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Foto by Fisher:

Też miałem flagę, a co! :D
---------------------------------------------------------------------------------

I zimno, i pada, i zimno, i pada...
---------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------

Artystyczne ujęcia zmiany dętki...
---------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że nikt z autorów się nie obrazi, że tu umieściłem te zdjęcia.

Podsumowując, z informacji moich szpiegów wynika że w tym roku było 150-170 tys. rowerzystów, czyli nieco mniej niż rok temu (180-200 tys.) jednak po części tłumaczy to pochmurno-deszczowa pogoda. Do zobaczenia za rok!

Do Lui

Sobota, 2 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Stat
Szybka trasa, powrót dosyć wcześnie bo jutro Święto Cykliczne. Do Lui średnia 37km/h, bo solidny wiatr w plecy bardzo pomagał, powrót już walka. Po drodze jeszcze do sklepu po banany i batony na jutro.

Miasto i do Lui

Wtorek, 29 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczka
W sumie wpis z 2-3 dni. Jazda na rowerze taty, bez licznika więc dystans orientacyjny. Jak ja dawno w zwykłych butach nie jeździłem :P

Święto Cykliczne

Niedziela, 27 maja 2012 · Komentarze(6)
Kategoria 101-200km, Wycieczka
Coroczna impreza zorganizowana przez Rowerowy Szczecin.
Osobiście postanowiłem pojechać aż do Stargardu i tam przyłączyć się do startującej ekipy:

Poznałem tam Pawła (Oclahomapl) z którym dane już mi było wcześniej jeździć (np. całkiem sprawna jazda na Maratonie dookoła Miedwia 2011 do czasu aż nie złapałem kapcia)
Do granic Szczecina jazda pod eskortą policji, dalej, o zgrozo, już bez. Jak wygląda Szosa Stargardzka na trasie Płonia-Kijewo większość pewnie wie - 2-3 pasy ruchu i 80km/h. W Płoni dołączyła Lui i tak sobie jechaliśmy.

Na każdym przystanku musiałem dokręcać jej lewe ramie korby, bo wyrobione mocowanie na kwadrat było... :P Coś z tym trzeba będzie zrobić.

Dokładnie przy Basenie Górniczym jakiś facet złapał kapcia. Nie wiedział jak zmienić dętkę. Jechałem jako jeden z ostatnich w peletonie i Gryf (oficjalnie jako osoba eskortująca) poprosił mnie żebym mu pomógł, bo sam musi jechać dalej z tyłu kolumny. Pan stwierdził, że wyjechał już domu ze Zdroi na flaku - wiedział o usterce wcześniej ale "myślał, że da radę jechać". Starałem się szybko załatwić sprawę, ale kolec jakiegoś krzewu zrobił w dętce dwie dziury. Poza tym po załatwieniu sprawy i założeniu koła okazało się że V-ki obcierają mocno o tylną oponę... :/ Na moją propozycję żeby rozpiąć tylny hamulec Pan skwitował to przerażonym "Ale jak to tak, bez hamulców mam jechać?" Ja mówię, że przecież ma przedni, a on (uwaga tekst dnia): "Ale przednim nie wolno hamować!" Jak przestałem się śmiać, to oznajmiłem nieco obrażonemu moim śmiechem Panu, żeby w wolnej chwili potrenował hamowanie przodem. Swoją drogą gdyby nie przód, to w ruchu ulicznym już ze 2-3 razy bym zaliczył bardzo ciężkie wypadki - o konsekwencjach wolę nie myśleć... :/
Z trącym o oponę hamulcem (swoją drogą kilkanaście km takiej jazdy i można oponę z boku przetrzeć) dojechaliśmy na plac Lotników o 1203. Szybko odnalazłem Lui i kilku znajomych w tłumie ludzi:




Przejazd ulicami Szczecina przyjemny, choć niektórzy niedzielni rowerzyści w ogóle nie ogarniali jazdy na rowerze - jazda zygzakiem, ostre i niepotrzebne hamowania, zatrzymywanie się na środku ulicy. Obyło się bez strat (choć Lui miała kolizję z jakąś kobietą).
Reakcje ludzi skrajnie różne. Wiele osób machało, pokazywało nas małym dzieciom, pytało co to za akcja, ale też wygrażało nam pięściami, słało niecenzuralne epitety pod naszym adresem, o fakach nie wspomnę. Przodowali zniecierpliwieni kierowcy ofc... ;) Dzień w dzień są korki przez samochodziarzy, jak raz jego powodem zostali rowerzyści, to wielkie halo.

Na Trasie Zamkowej robiono nam zdjęcia lotnicze. Robił je p. Cezary Skórka - link do zdjęć:
Opis linka

A tutaj te pechowe ramie korby, które co kwadrans nie dawało mi spokoju:


Różne źródła różnie podają, ale było nas od 2000 do 3000 podobno ;)

Arkonka, Wkrzańska

Środa, 23 maja 2012 · Komentarze(1)
Kategoria Teren, Trening
Z Tomkiem i z nowopoznanym Piotrkiem byłem umówiony o 19, ale pojechałem na Arkonkę prawie półtora godziny wcześniej. Najpierw sporo sam pojeździłem, później Tomek nas przegonił po fajnej trasie. Piotrek się nie pojawił, za to przyjechał nowy kolega - Michał. Fajnie sobie radził, dobrze nam się jeździło. Sporej części tras sam nie znałem, więc momentami jechałem dosyć zachowawczo, żeby z trasy nie wypaść, ale źle nie było... ;) Dosłownie pod koniec łańcuch mi się rozpiął. Akurat wcześniej go zmieniałem (trochę skakał po kasecie), więc to pewnie przyczyna. Sporo czasu nam zeszło na szukaniu łańcucha i części spinki w ściółce, komary prawie nas żywcem zjadły. Wszystkie części znalezione - zakładam i okazuje się, że połowa spinki nie jest moja! :D Widać ktoś inny sporo wcześniej ją zgubił, bo już zardzewiała i nie dało rady jej założyć. Chwilę później znaleźliśmy moją drugą połówkę spinki i jazda dalej. Arkonką na Błonia, tam pożegnaliśmy się z Tomkiem i razem z Michałem pojechaliśmy w swoją stronę, bo okazało się, że niedaleko siebie mieszkamy... ;) Michał dopiero od niedawna w Sz-nie, więc ja prowadziłem. Niedaleko jez. Słonecznego na krawężniku znowu się spinka rozpięła... -.- Na szczęście jedna połówka wypadła, więc nie było dużo szukania. Przy rondzie na Gumieńcach pożegnałem kolegę, który wiedział już jak stamtąd dojechać i wróciłem do domu. ;) Fajnie się jeździło, tylko ta spinka mogłaby się nie rozpinać :P I trochę słabo dziś oponki trzymały, zwłaszcza na piasku mnie często bokiem stawiało, przód zwłaszcza,

Bukowa

Piątek, 18 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Teren, Trening
Podobnie jak wczoraj nacisk na technikę. Raz łańcuch spadł między największą zębatkę kasety a piastę koła i dobre 10 minut próbowałem go wyciągnąć o.O Już myślałem, że będę musiał wracać autobusem, ale ostatecznie się udało. Ręce całe brudne od smaru, ale mogłem jechać dalej. ;)

Bukowa

Czwartek, 17 maja 2012 · Komentarze(2)
Kategoria Teren, Trening
Dawno na treningu nie byłem, miało być dla osób początkujących, a wyszło jak zwykle, czyli momentami niezłe ciśnięcie... ;) Siodło niezdobyte nadal. Ale poza tym jechałem wszystko, zadowolony jestem, bo flow był :D Oponki CST od Piotrka niepozorne, ważą w granicach 680g, więc akceptowanie. Płytki bieżnik (troche jak RaceKingi), a ogarniał. Chyba najlepsze opony na jakich jeździłem jak dotąd. Piasek - ok, podjazdy - prawie ok, zjazdy - ok i hamowanie bardzo dobre. Tylko dziwne, bo po napompowaniu 60psi, czyli prawie max, nadal dosyć mocno się uginają.
Dzisiaj tak rewelacyjnie mi się jeździło, że jutro też jadę. 2 miesiące ciśnięcia asfaltu i głód terenu wrócił... ;)
Top Speed prawie jak u Pawła (Axisa), bo razem cisnęliśmy z górki na koniec. To samo przełożenie, on miał 65,77km/h, więc 0,09km/h szybciej... :P

PS. Babol poprawiony. :D

Bukowa

Środa, 16 maja 2012 · Komentarze(2)
Kategoria Teren, Trening
Dawno nie jeździłem w terenie... ;) Po przesiadce ze slicków 1" na terenowe opony czułem się jakbym na 29erze jechał. :D Kilka fajnych zjazdów zaliczyłem, choć podjazd przy Siodle dalej nieosiągalny :/