BikeMaraton - Zdzieszowice
Sobota, 11 maja 2013
· Komentarze(1)
Myślałem, że wiem w co się pakuję. Myliłem się... Bardziej doświadczeni zawodnicy z ekipy uprzedzali, że będzie ciężko. Trasa sama w sobie nie była trudna - dystans MEGA 54km i 1150m przewyższenia to żadna rewelacja. Ale to, że deszcze padały słabiej bądź mocniej od tygodnia zmieniało wszystko... ;) Dodatkowo sytuację pogorszyło to, że nigdy wcześniej nie startowałem w BM i pierwszy start oznaczał dla mnie przebijanie się z ostatniego, siódmego sektora. A tam matki z dziećmi, osoby starsze itp. :P
Sobotni poranek przywitał nas pochmurnym niebem, jednak na szczęście nie padało. Mocno padać zaczęło dopiero na godzinę przed startem... Jak na złość. ;p
Maraton zaczął się mocnym, dosyć długim asfaltowym podjazdem pod górę Św. Anny. Mimo kolki cisnąłem ile się dało, bo była to jedyna szansa na przebicie się do 3-4 sektora. Mocna praca na tym etapie się opłaciła - gdy tylko zaczął się teren, na każdej trudniejszej sekcji tworzyły się zatory z ludzi którzy bali się jechać. Co by się działo, gdybym jechał dalej z tyłu wolę nie myśleć.
Zdzieszowickie lasy dały wszystkim w kość. Ci jadący z przodu nie odczuli tego tak mocno, bo jechali po świeżej trasie. Ale gdy wilgotne ścieżki rozjedzie przeszło tysiąc rowerzystów, robiło się grząsko, błotniście, ślisko i niebezpiecznie. Z tego wynikły duże różnice czasowe między czołówką (która jechała w mokrych acz komfortowych warunkach) i resztą (która jechała po bagnie)
A tak prezentowały się warunki na zdjęciach:
Wbrew pozorom jechało mi się dobrze. Powiem więcej - rewelacyjnie! Widząc jak ludzie dookoła przewracali się, ślizgali i nie mogli jechać podstawowych rzeczy ja jechałem dalej bez przygód. Nie zaliczyłem ani jednej wywrotki! Nie wiem czy to kwestia większych kół w moim rowerze (co wedle obiegowej opinii powinno skutkować lepszą przyczepnością) czy solidnie przepracowanej zimy, gdzie sporo jeździłem po śniegu i lodzie. Systematycznie przebijałem się w górę i po pewnym czasie na moje pytania o sektor, zaczęły pojawiać się odpowiedzi, że 2 i 3!
Wszystko szło dobrze do ok. 40km gdzie złapałem kapcia... :/ Wymiana dętki w takich warunkach sprawiła mi sporo trudności, bo wszędzie było błoto, mało widziałem, ręce się ślizgały itd. Na dodatek do pompki dostało się sporo błota i ledwo co działała. Postój przedłużył się do ok. 12 minut i było mi zauważalnie zimno (temperatura 13st.C). Na najbliższym bufecie który na szczęście był blisko dopompowałem oponę pompką stacjonarną.
Przez całą sytuację straciłem wolę walki, czego zresztą nie ukrywam. Zeszło ze mnie powietrze i jechało mi się cieżko, nie miałem już chęci na dalsze naciskanie i odrabianie pozycji.
Moje zdjęcia:
Pozycja open 189 na ponad 1000startujących. Na drugim międzyczasie byłem 82, więc to pokazuje ile straciłem na kapciu ;/
Ofiary sprzętowe wyścigu to:
-dwie pary nowych klocków półmetalicznych AVIDa
-niedziałająca blokada amortyzatora (RS SID)
Bonus z początkowego etapu wyścigu (ja jadę około 11:10 filmu). Na uwagę zasługuje spora ilość gleb, jak na taki prosty zjazd :P
Sobotni poranek przywitał nas pochmurnym niebem, jednak na szczęście nie padało. Mocno padać zaczęło dopiero na godzinę przed startem... Jak na złość. ;p
Maraton zaczął się mocnym, dosyć długim asfaltowym podjazdem pod górę Św. Anny. Mimo kolki cisnąłem ile się dało, bo była to jedyna szansa na przebicie się do 3-4 sektora. Mocna praca na tym etapie się opłaciła - gdy tylko zaczął się teren, na każdej trudniejszej sekcji tworzyły się zatory z ludzi którzy bali się jechać. Co by się działo, gdybym jechał dalej z tyłu wolę nie myśleć.
Zdzieszowickie lasy dały wszystkim w kość. Ci jadący z przodu nie odczuli tego tak mocno, bo jechali po świeżej trasie. Ale gdy wilgotne ścieżki rozjedzie przeszło tysiąc rowerzystów, robiło się grząsko, błotniście, ślisko i niebezpiecznie. Z tego wynikły duże różnice czasowe między czołówką (która jechała w mokrych acz komfortowych warunkach) i resztą (która jechała po bagnie)
A tak prezentowały się warunki na zdjęciach:
Wbrew pozorom jechało mi się dobrze. Powiem więcej - rewelacyjnie! Widząc jak ludzie dookoła przewracali się, ślizgali i nie mogli jechać podstawowych rzeczy ja jechałem dalej bez przygód. Nie zaliczyłem ani jednej wywrotki! Nie wiem czy to kwestia większych kół w moim rowerze (co wedle obiegowej opinii powinno skutkować lepszą przyczepnością) czy solidnie przepracowanej zimy, gdzie sporo jeździłem po śniegu i lodzie. Systematycznie przebijałem się w górę i po pewnym czasie na moje pytania o sektor, zaczęły pojawiać się odpowiedzi, że 2 i 3!
Wszystko szło dobrze do ok. 40km gdzie złapałem kapcia... :/ Wymiana dętki w takich warunkach sprawiła mi sporo trudności, bo wszędzie było błoto, mało widziałem, ręce się ślizgały itd. Na dodatek do pompki dostało się sporo błota i ledwo co działała. Postój przedłużył się do ok. 12 minut i było mi zauważalnie zimno (temperatura 13st.C). Na najbliższym bufecie który na szczęście był blisko dopompowałem oponę pompką stacjonarną.
Przez całą sytuację straciłem wolę walki, czego zresztą nie ukrywam. Zeszło ze mnie powietrze i jechało mi się cieżko, nie miałem już chęci na dalsze naciskanie i odrabianie pozycji.
Moje zdjęcia:
Pozycja open 189 na ponad 1000startujących. Na drugim międzyczasie byłem 82, więc to pokazuje ile straciłem na kapciu ;/
Ofiary sprzętowe wyścigu to:
-dwie pary nowych klocków półmetalicznych AVIDa
-niedziałająca blokada amortyzatora (RS SID)
Bonus z początkowego etapu wyścigu (ja jadę około 11:10 filmu). Na uwagę zasługuje spora ilość gleb, jak na taki prosty zjazd :P